Dom Nocy 09 - Przeznaczona - rozdział 9 TŁUMACZENIE OFICJALNE, przeznaczona całość

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
)
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Zo
ey
Długo patrzyłam w ś
l
ad za Auroksem.
"Co to miało u licha znaczyć?"
Wytarłam znowu nos
,
pokręciłam głową i spojrzałam na
m
okrą pogniecioną chusteczkę w ręku
.
W co pogrywa ta
kreatura? Czyżby Neferet wysłała go za mną celowo
,
żeb
y
dał
mi chusteczkę i zamącił jeszcze bardziej w już i tak kom-
pl
etnie zamąconej głowie?
Nie, to niemożliwe. Neferet nie mogła wiedzieć, że poda-
ni
e chusteczki przypomni mi Heatha
.
Nikt tego nie wiedział
o
prócz Heatha. No i Starka.
Czyli to musiał być po prostu przypadek
.
Pewnie
,
Au-
r
o
x to stworzenie Neferet
,
co nie znaczy
,
że jest odporny na
d
ziewczęce łzy. W końcu to facet
-
a przynajmniej tak mi
s
i
ę w
y
dawało
.
Zresztą być może wcale nie był w stu procen-
t
ach bezmózgim sługusem Neferet
.
Może był w porządku -
t
o znaczy wtedy
,
kiedy nie zmieniał się w tę maszynkę do
z
abijania przypominającą wyglądem byka. Cholera, przecież
S
tevie Rae znalazła sobie dobrego Kruka Prześmiewcę. Kto
wie
,
czy ..
.
Nagle zdałam sobie sprawę z tego
,
co robię: patrzę na nie-
go jak na Kalonę. Widzę dobroć tam
,
gdzie jej nie ma.
119
-
O nie, do licha ciężkiego! Na pewno tak nie będę robić!

skarciłam się na głos.
-
Czego nie będziesz robić, Zo? - zapytał Stark
,
wcho-
dząc na dziedziniec z pudełkiem chusteczek higienicznych
.
- O
,
widzę
,
że tym razem byłaś przygotowana
-
powie-
dział, pokazując na zgniecioną białą kulkę w mojej dłoni.
- Uhm, ale wezmę jeszcze jedną. Dzięki. - Wyciągnę-
łam z pudełka kilka chusteczek
,
po czym znowu wytarłam
sobie twarz
.
-
To czego nie chcesz robić
?
- powtórzył pytanie, sia
-
dając obok na ławce. Otarł się o mnie ramieniem, a ja opar-
łam na nim głowę
.
- Napominam siebie
,
żeby to wszystko
,
co się dzieje do-
okoła
,
nie doprowadziło mnie do szaleństwa
.
A przynajmniej
nie do większego niż obecnie.
- Nie jesteś szalona, Zoo Przechodzisz przez trudny
okres, ale wszystko będzie dobrze
.
- Mam nadzieję
,
że się nie mylisz - mruknęłam
,
po
czym przyszła mi do głowy jeszcze jedna, bardziej depresyj-
na myśl
.
- Powiedziałeś reszcie, że mają mnie traktować jak
idiotkę z powodu mojej mamy?
-
Nie musiałem im niczego mówić. To twoi przyjaciele,
Zoo Będą cię traktować odpowiednio, bo się o ciebie troszczą
i wcale nie myślą
,
że jesteś idiotką.
- Wiem
,
wiem. Ja tylko .
..
- zawiesiłam głos
.
Nie wie-
działam, jak przesiać i przerobić na słowa ból
,
poczucie winy
i potworne osamotnienie
,
które czułam po tym
,
jak opuściła
mnie mama.
-
Hej, nie jesteś sama - rzekł Stark, patrząc na mnie.
-
Słuchasz moich myśli? Wiesz, że nie lubię, kiedy ..
.
Chwycił mnie za ramiona i lekko mną potrząsnął
.
- Nie trzeba związanego przysięgą strażnika, żeby zro-
zumieć, jak samotna się czujesz
.
Nie znam nikogo w naszym
wieku
,
kto nie miałby już mamy
,
a ty?
120
- Ja też. Tylko siebie
.
- Przygryzłam wargę, żeby się
nie poryczeć. Znowu
.
- Widzisz, to wcale nie jest takie trudne do zrozumie-
nia - powiedział i pocałował mnie. Nie namiętnie jednak
,
z języczkiem, na zasadzie pocałunku, po którym miałoby
być coś więcej, tylko de
l
ikatnie. Było to słodkie i pociesza-
jące. - Ale jak mówiłem wcześniej
-
odezwał się z uśmie-
chem, kiedy nasze usta się rozdzieliły - wyjdziesz z tego
wszystkiego i wcale nie oszalejesz, bo jesteś inteligentna, sil-
na, piękna i zajefajna
.
Zachichotałam wbrew sobie.
-
Zajefajna? Naprawdę tak powiedziałeś?
- No jasne, że tak. Jesteś wspaniała, Zol
- Ale zajefajna? - zaśmiałam się znowu, czując, że
ucisk w żołądku zaczyna słabnąć.
-
To naj idiotyczniejsza
rzecz, jaką kiedykolwiek powiedziałeś.
Stark chwycił się za serce, jakbym ugodziła go nożem.
- Zo
,
to bolało. Ja tylko chciałem być romantyczny
.
-
Dobrze, że próbowałeś - oświadczyłam
.
,
-
Jednak
proszę
,
powiedz
,
że sam tego nie wymyśliłeś.
- Nieee. - Stark spojrzał na mnie, uśmiechając się za-
wadiacko. - Słyszałem
,
jak laski z trzeciego roku mówią
,
że
jestem cały w czymś takim ... no wiesz, kiedy przez ostatnią
godzinę patrzyły
,
jak wypuszczam strzały.
-
Doprawdy? - uniosłam brew i spojrzałam na niego
nienawistnie
.
- Laski z trzeciego roku?
Zawadiackość zniknęła z jego twarzy.
- Chciałem powiedzieć: n i e a t rak c y j n e laski z trze-
ciego roku.
-
O tak, jestem pewna, że to właśnie chciałeś powiedzieć
.
-
Zazdrosna? - aż zaświeciły mu się oczy.
-
Skąd! - skłamałam
,
prychając.
- Nie musisz być zazdrosna
.
Nigdy. Bo ty nie jesteś za
j
efajna.
Jesteś jedną wielką zajefajnością.
121
- Naprawdę?
-No.
- Przysięgasz?
- Pewnie.
Przytuliłam się do Starka.
-
No dobra
,
wierzę ci
,
palancie
-
powiedziałam, opie-
rając gło
w
ę na jego ramieniu
,
a on mnie objął
.
- Możemy
w
r
a
c
a
ć do domu
?
-
J
asne. Twoja pr
z
ykrótka żółta limuzyna już czeka
wype
ł
niona po brzegi. - Wstał i pociągnął mnie za sobą.
Trzymając się za ręce
,
ruszyliśmy w stronę parkingu.
Rzuciłam w jego stronę ukradkowe spojrzenie: wyglądał na
zadowolonego z siebie (i jakiego przystojnego!). Oczywiście
ta jego debilna gra słowna miała na celu wyciągnięcie mnie
z dołka
,
w który zaczęłam wpadać
.
Stark pewnie też go wyczuł, ale nie dlatego
,
że "wsłuchi
-
wał" się nieprzyzwoicie w moje myśli - tylko dlatego
,
że
był moim strażnikiem
,
wojownikiem i jeszcze kimś więcej.
-
Dzięki - ścisnęłam go za rękę
.
Popatr
z
ył na mnie
,
u
ś
miechnął się i podniósł moją dłoń
do ust
.
-
Nie ma sprawy
-
odparł
.
- Tylko poczekaj
,
aż usły-
szy
sz określenie
,
które zamierzam wymyślić
,
żeby opisać
t
w
oj
e cy
cki. Tym razem to będzie wyłącznie moje dzieło
.
Nie
będ
ę
do tego potrzebował pomocy żadn
y
ch nieatrakcyjnych
lasek
z
trzec
i
ego roku
.
-
Nie. I jeszcze raz nie
.
~
Ale prz
y
da ci
s
ię jeszcze trochę rozweselenia
.
-
Nie
, w
sz
ys
tko gra. Nie trzeba gadać o moich cyckach.
-
No dobrze
,
pamiętaj jednak
,
że w razie czego
t
u je
-
s
tem
-
odparł z uśmiechem.
-
Chętny i gotowy
.
- C
óż za pocies
z
enie
.
Dzięki
.
-
To tylko element moich obowiązków wymienionych
w
opisie stanowi
s
ka.
122
Tym razem uniosłam wysoko brwi
.
- Naprawdę dostałeś opis stanowiska?
- Coś w tym stylu
.
Seoras powiedział:
"
Opiekuj się
swoją królową albo dokończę rzeźbić te drobne kreseczki na
twoim
c
iele
"
- odparł Stark
.
Zabrzmiało to nadzwyczaj po-
dobnie do starego szkockiego wojownika.
- D r o b n e? - aż się w
z
drygnęłam
,
przypominając sobie
krwawe rany wycięte nożem na jego klatce piersiowej.
Czy ja to kiedykolwiek będę w stanie zapomnieć
?
Różowe
b
lizny nadal wyglądały na świeże pomimo uzdrawiającej
mocy moich żywiołów
.
- Na pewno nie nazwa
ł
abym ich
drobnymi
.
- Ech
,
panienko - ciągnął Stark ze szkockim akcen
t
em.
- To nic gorszego od zadrapania przez futrzaka
.
Otworzyłam szeroko oczy
,
a potem dałam mu kuksańca
.
- Przez futrzaka!
Potarł ramię i już swoim normalnym głosem rzekł:
.
- Futrzaka. Kota znaczy.
- Ty
-
popatrzyłam na niego groźnie
.
- Facet!
Z jakiegoś niezrozumiałego powodu zaczął się śmiać
,
po
c
zym objął mnie z całej siły.
- Taaa
...
Jestem facetem. Twoim facetem
.
I chcę, żeb
y
ś
p
amiętała, że mimo tego wszystkiego - odsunął się na tyle,
by pokazać na Dom Nocy i mikrobus czekający w niewielkim
oddaleniu - mimo całej tej sprawy wojownika i nawet
st
rażnika kocham cię, Zo
o i
zawsze będę przy tobie
,
kied
y
m
nie będziesz potrzebowała
.
Znowu znalazłam się w jego ramionach i westchnęłam
z
ulgą.
- Dziękuję
.
-
Mam ją! - usłyszałam okrzyk Kramishy i znowu
w
estchnęłam
,
domyślając się
,
że to ja jestem tą
"
nią
"
,
o której
mówi Kramisha
.
Podniosłam wzrok i faktycznie
,
Krami-
s
h
a stała przed pełnym mikrobusem razem ze Ste
v
ie Rae
,
123
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zarabiamykase.xlx.pl